Muzyka wokół nas
1. „Leśne dźwięki” – wysłuchanie opowiadania T. Kruczka.
Leśne dźwięki
Tomasz Kruczek
Dzisiaj przed przedszkolem czekał na nas wielki biały autobus. Wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani, bo mieliśmy pojechać na wycieczkę do lasu! Do prawdziwej leśniczówki! Było bardzo ciepło i słonecznie, a każde dziecko miało ze sobą plecak z jedzeniem i piciem. Trochę to trwało, zanim wszyscy weszliśmy do autobusu, bo ciągle komuś chciało się pójść do łazienki i pani śmiała się z panem kierowcą, że chyba do wieczora nie ruszymy. Ale wreszcie autobus ruszył, a my wszyscy zaczęliśmy machać na pożegnanie rodzicom! A rodzice też machali do nas. I nagle zrobiło mi się trochę smutno od tych wszystkich pożegnań. – Przecież jedziemy tylko na kilka godzin – szepnął na pocieszenie schowany w kieszeni mojego plecaka szmaciany lis – zobaczysz, w lesie jest bardzo ładnie. To będzie wspaniała przygoda! Tego lisa uszyła mi ciocia. Jest zrobiony z rudego i białego materiału, a oczy ma z guzików. Bardzo go lubię. Specjalnie wziąłem go ze sobą do lasu. Przecież lisy mieszkają w lesie, więc kiedy pani wczoraj powiedziała, że możemy wziąć ze sobą tylko jedną małą zabawkę, od razu o nim pomyślałem. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że pan leśniczy mieszka w ślicznym drewnianym domu tuż przy lesie. Najpierw pan leśniczy oprowadził nas po swoim domu, po leśniczówce. Było tam mnóstwo zdjęć i szklane półki z różnymi rodzajami szyszek, i wielkie rogi, które, jak się dowiedzieliśmy, zgubił jeleń, bo jelenie gubią swoje rogi. Było też sporo gablot z owadami, wielkimi żukami i pająkami, a Małgosia się rozpłakała i powiedziała, że się boi pająków i szybko wyszliśmy na zewnątrz. A tam spotkała nas wielka niespodzianka, bo koło domu była zagroda, w której mieszkały leśne zwierzęta. Były tam sarny, lisy, wiewiórki, a nawet sowa i kruki. – Te wszystkie zwierzęta znalazłem ranne w lesie i teraz mieszkają w moim przydomowym szpitalu. Jak wyzdrowieją, wrócą do lasu – powiedział leśniczy, a my nie mogliśmy się napatrzeć na te zwierzęta. – Hej! Hej! Tu jestem – wołał szmaciany lis do swoich prawdziwych lisich kolegów, a oni patrzyli na niego bardzo zaciekawieni. – A teraz pójdziemy do lasu. Pamiętajcie o jednym – powiedział leśniczy – w lesie nie należy krzyczeć. – Dlaczego? – spytał Wojtek. – Bo w lesie mieszka mnóstwo różnych stworzeń – powiedział pan leśniczy – i nie wolno ich niepokoić, a poza tym, jeśli będziecie krzyczeć, to nie usłyszycie, co las ma wam do powiedzenia. – To las mówi? – spytała Zosia. Ale pan leśniczy nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się do nas tajemniczo i przyłożył palec do ust na znak, że mamy być cicho. Poszliśmy więc za panem leśniczym do lasu. Szliśmy wąską ścieżką pełną szyszek i igliwia. Wszędzie było pełno bardzo wysokich drzew i bardzo zielonych maleńkich krzaczków. Po chwili okazało się, że nie udaje nam się być całkiem cicho. Wszyscy zaczęliśmy rozmawiać. – Co to za małe krzaczki? – spytała Tola. – To krzaki jagód – powiedział leśniczy – za kilka miesięcy będzie tu całe mnóstwo pysznych jagód. A jeszcze później pojawią się grzyby. – Lubię jagody – powiedział Maciej – a najbardziej zupę jagodową. Ojej, nagle zachciało mi się zupy jagodowej! – Na to trzeba jeszcze poczekać – zaśmiała się pani woźna, która także pojechała z nami na wycieczkę. – A teraz może posłuchamy, co ma nam las do powiedzenia – szepnął leśniczy i zaprowadził nas na małą polankę, gdzie stały ławki zrobione z drewna. – Proszę! Musicie być zupełnie, ale to zupełnie cicho – szepnął – jak Indianie na podchodach. Wiecie co? Wcale nie jest łatwo siedzieć cicho! Zawsze się chce coś powiedzieć, o coś spytać. Zwykle jak się siedzi cicho, to szybko zaczyna się strasznie nudzić, bo nic się nie dzieje. Ale tu w lesie było zupełnie inaczej. Działo się bardzo dużo. Kiedy tylko przestaliśmy rozmawiać, usłyszeliśmy, że tak naprawdę w lesie jest bardzo głośno. – Pi, pi! Pi, pi! Tril! Tril! Ti, tu! Ti, tu! – śpiewały ptaki w koronach drzew. – Jeść! Jeść! Daj! Daj! Mama! Mama! Mama! – krzyczały z całych sił, po ptasiemu, pisklęta w gniazdach. – Już lecę! Już lecę! Już lecę! – odpowiadali ptasi rodzice. Zanosili jedzenie do gniazd, karmili pisklęta i odlatywali. – Jeść! Jeść! – znowu zaczynały wołać ciągle głodne ptasie dzieci. A owady? Te też nie były cicho! – Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzuuu – zabuczał olbrzymi żuk, przysiadł na pobliskim pniu i natychmiast poleciał dalej. – Bzzzzzu! Grał jak na trąbce! Bzyczały też komary i pszczoły. – Puk! Stuk! Puk! – uderzył w drzewo dzięcioł. – Stuk! Stuk! Stuk! – Cisza! Cisza! – wrzasnęła sójka. – Bądźcie cicho! – Tak! Cisza! Cisza! – zawtórowała jej druga. I tak zaczęły się nawzajem uciszać, że aż uszy od tego bolały. Nagle delikatnie zaszumiały i zadrżały listki na pobliskich krzewach. – Co to? – spytałem cicho pana leśniczego, bo nagle z oddali zaczął dochodzić do nas jakiś głośny szum. Szum przybliżał się powoli i stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy. Aż trochę straszny. – To wiatr śpiewa w koronach drzew – powiedział leśniczy – to podmuch wiatru, popatrzcie w górę. I rzeczywiście, drzewa pochyliły się dostojnie, kiedy wiatr zaszumiał w ich koronach. – Pac! Pac! Pac! – uderzyły o ziemię spadające szyszki. – Czas wracać! – powiedział pan leśniczy. – Ten wiatr pewnie zwiastuje pierwszą letnią burzę. Trzeba zdążyć do autobusu przed deszczem. Kiedy doszliśmy do leśniczówki, na ziemię zaczęły spadać pierwsze duże krople deszczu. Las przycichł, a w oddali usłyszeliśmy pomruk grzmotu! – Wsiadajcie szybko do autobusu – powiedziała pani – nie ma co moknąć. Pomachaliśmy na pożegnanie leśniczemu i ruszyliśmy z powrotem. – I co, dzieci – powiedziała pani – w lesie jednak dużo można usłyszeć? Podobało się wam? – Bardzo – odpowiedzieliśmy – ale tak trochę ciszej niż zwykle. Wszyscy byliśmy bardzo senni. – A widzi pani – powiedziała pani woźna – mówiłam, że po takiej wycieczce nasze dzieci zasną w powrotnej drodze. Miała rację, prawie wszyscy zasnęliśmy zmęczeni po tej wyprawie. Nawet pomruki burzy nie mogły nas obudzić. Tylko pluszowy lis spoglądał przez okno i marzył, że mieszka w wielkim lesie wraz z innymi prawdziwymi lisami. Gdy szum lasu chcesz usłyszeć i śpiew ptaków z gardeł wielu, trzeba najpierw dbać o ciszę, więc nic nie mów, przyjacielu.
Zadajemy dziecku pytania:
Na jaką wycieczkę wybrały się dzieci?
Kto ugościł dzieci w swoim domu?
Czym zajmuje się leśniczy?
Jakie zwierzęta mieszkały w przydomowym szpitaliku?
Z jakiego powodu tam były?
Czyje odgłosy można usłyszeć w lesie?
Jak myślicie, co chcą do siebie powiedzieć zwierzęta?
Umiecie je naśladować?
Co w lesie można usłyszeć oprócz zwierząt?
Jaki zwierzak towarzyszył Tomkowi?
Możecie o nim opowiedzieć?.
2. Wiatr, deszcz – zabawa ruchowa.
Rodzic daje dziecku torebkę foliową i gazetę. Gdy gra muzyka, dziecko maszeruje po pokoju. Gdy muzyka przestaje grać dziecko się zatrzymuje, a rodzic wypowiada hasło: deszcz(wtedy dziecko w jednej ręce trzyma gazetę a palcami drugiej ręki stuka w nią) lub wiatr(dziecko szeleści torebką foliową).
3. „Jestem muzykantem konszabelantem” – piosenka
Puszczamy dziecku piosenkę i naśladujemy grę na poszczególnych instrumentach, dziecko naśladuje rodzica:
pianino, flet, skrzypce, trąbka, bęben
4. Barwienie soli za pomocą kredy
Zabawa doskonale rozwija małą motorykę, dostarcza wielu wrażeń dotykowych i sprawia dziecku dużo radości.
- Przed samą zabawą można porozmawiać z dzieckiem i zapytać – jak zabarwić sól? Możliwe, że dzieci wpadną na jakieś ciekawe pomysły, które warto wypróbować na zasadzie wspólnej zabawy i eksperymentowania (proponuję rysować po soli kredkami, farbkami, pisakami, zwilżoną bibułą, a gdy już wszystko sprawdzicie możecie przejść do barwienia kredą).
- Do zabawy w barwienie soli potrzebny jest kilogram zwykłej soli kuchennej, kolorowa kreda, miseczki i duży talerz lub tacka. Dziecko pocierając kredą, kulając ją i przesuwając w różne strony po rozsypanej soli sprawia, że sól stopniowo przyjmuje kolor ścieranej kredy.
Proponuję pracę plastyczną – wiosenny motyl malowany barwioną solą.
- Poszczególne części skrzydeł motyla smarujemy klejem typu wikol lub magic i posypujemy wybranym kolorem soli. Rysunek do druku: motyl